Background Image
Table of Contents Table of Contents
Previous Page  33 / 40 Next Page
Information
Show Menu
Previous Page 33 / 40 Next Page
Page Background

31

Pro Medico

postscriptum

maj 2017

literatura

go kończyło się przyjacielską rozmową

i pytaniem o drogę, która doprowadziła

mnie do studiówmedycznych. Czasem też

kończyło się to wysłuchaniem opowieści

chorego o jego własnych nieszczęściach

niezwiązanych z chorobą. Tak więc wstęp-

ny kontakt z chorym przebiegał na bar-

dzo różnych płaszczyznach i w odbiorze

wewnętrznym pozostawił również różno-

rakie doznania. W powiązaniu z przekazy-

wanymi przez wykładowców wiadomo-

ściami na temat umiejętności kontaktu

z chorymi powstawała koncepcja wzajem-

nych relacji między chorym i lekarzem.

Jak podkreślał prof.

W. Markert

, trzeba

wiedzieć, o co pytać chorego, ale trzeba

też tak poprowadzić rozmowę, aby cho-

ry mówił o tym, czego my oczekujemy.

Są bowiem chorzy, którzy z wielkim zapa-

łem opowiadają o swoich różnorodnych

dolegliwościach i niedoświadczonego

lekarza mogą sprowadzić na „manowce”

diagnostyczne. Po latach pracy wydaje się

to oczywiste i proste, ale dla studenta trze-

ciego roku wszystko było nowością.

Prof.

J. W. Grott z wielkim przejęciem

prowadził wykłady na temat zapalenia

trzustki;

demonstrował sposób badania

z uwzględnieniem objawu Grotta. Po roz-

poczęciu pracy na jednym z pierwszych

dyżurów w pogotowiu ratunkowym przy-

wiozłem chorego do szpitala i w rozpo-

znaniu napisałem „ostre zapalenie trzust-

ki”. Na drugi dzień poprosił mnie do sie-

bie ordynator oddziału wewnętrznego

i zapytał skąd przyszło mi do głowy takie

rozpoznanie. Oświadczyłem, że słuchałem

wykładów prof. Grotta i wydaje mi się,

że u tego chorego występują wszystkie

objawy składające się na obraz zapalenia

trzustki.

„No, pobadamy, zobaczymy”

odrzekł.

Po trzech tygodniach dowiedziałem się,

że chory został skierowany do kliniki cho-

rób wewnętrznych z uwagi na pogarszają-

cy się stan. Doktor

Rafał Leśniak

, starszy

asystent oddziału chorób wewnętrznych,

po pewnym czasie poinformował mnie,

że ten chory rzeczywiście cierpiał na zapa-

lenie trzustki, „

ale dla lekarza dyżurnego

w pogotowiu jest to bardzo ryzykowne roz-

poznanie

” — stwierdził. Po wielu latach

nauki i doświadczenia zrozumiałem

tę przestrogę.

Propedeutykę chirurgii na trzecim roku

wykładał prof.

Wincenty Tomaszewicz

,

„Brudno w klinice

być nie może,

trzeba by samemu posprzątać”

syn i wnuk powstańców polskich, urodzo-

ny w Tamborskiej Guberni w Rosji. Profe-

sor robił wrażenie dobrodusznego, przy-

jaznego człowieka, promieniował swo-

istym ciepłem i życzliwością, gromadził

na swoich wykładach liczne grono słucha-

czy. Mówił z akcentem rosyjskim i często

jego wypowiedzi ubarwione były liczny-

mi makaronizmami rosyjskimi. Na temat

początków swojej pracy w Rosji carskiej

opowiadał szereg anegdotycznych histo-

rii i umiejętnie je konfrontował z aktualną

rzeczywistością.

„Nu, teraz to jest inaczej, ale jak ja pracę

zaczynał, to przyszła raz kobieta z dziec-

kiem na jednej ręce, a w drugiej niosła torbę

ze świniakiem. I dziecko było chore, i świ-

niak chory. Pomóżcie, doktorze, jednemu

i drugiemu – prosiła – to mój cały majątek.

Dziecku coś tam zapisał, a świniakowi kazał

dawać dużo pić. Takie to były czasy, biedny

człowiek szedł do doktora, żeby jemu poma-

gać, poradzić, pocieszyć. A doktor, jak był

dobry, to i pomógł, i poradził, i pocieszył.”

Tego rodzaju opowiadania kształtowały

nasz obraz profesora nieco inny, niż mia-

łem okazję zobaczyć po porannym obcho-

dzie w III Klinice Chirurgicznej, której pro-

fesor był kierownikiem. Otóż w ramach

programu ćwiczeń z chirurgii w obcho-

dzie brała udział grupa studentów.

Profesor zajrzał do pomieszczeń sani-

tarnych, poprosił pielęgniarkę oddzia-

łową i dość surowym tonem stwierdził:

„Siostro, brudno”

.

„Panie profesorze,

ja mam duże trudności”

– odpowiedzia-

ła.

„Siostro, brudno!”

– już nieco głośniej

powiedział.

„Panie profesorze, ja nie mam

salowych, nie mam szczotek, nie mam środ-

ków czyszczących, chyba sama się zabiorę

do tej pracy”. „Siostro, ja nie o salowych i nie

o szczotkach, mnie wsio rawno, czy są salo-

we, czy są szczotki, mnie brudno, rozumie-

ją?”. „Tak, rozumiem”

– odpowiedziała pie-

lęgniarka oddziałowa i zakończyła dysku-

sję. Profesor, idąc do pokoju chorych, jak-

by sam do siebie powiedział:

„No, brudno

w klinice być nie może, trzeba by samemu

posprzątać

”.

Po latach, kiedy u siebie na oddziale

zaglądałem do pomieszczeń sanitarnych,

brudowników i magazynów oddziało-

wych, wielokrotnie wspominałem ten

epizod. Oczywiście, nie zmieniłem poglą-

du na osobę profesora ukształtowanego

na podstawie odczuć i spostrzeżeń poczy-

nionych podczas wykładów. Zrozumiałem

jednak, że dobroduszność czy dobroć nie

ma nic wspólnego ze zdecydowaną, czy

nawet ostrą postawą w sprawach dyscy-

pliny i porządku w pracy.

Przepiękne wykłady prof. Aleksandra

Pruszczyńskiego z anatomii patolo-

gicznej i histopatologii

sprawiły, że ten

pozornie mało porywający przedmiot

stał się atrakcyjny. Profesor miał wybit-

ne zdolności werbalizacji myśli, a pasja,

z jaką wykładał, życzliwość i przyjazne

ciepło promieniujące z jego osoby stwa-

rzały niepowtarzalną atmosferę. Pierwszy

wykład traktujący o istocie przedmiotu

i korzyściach płynących z jego naucza-

nia zgromadził całą salę słuchaczy. Pło-

mienny wręcz wykład Profesor zakończył

apelem: „

A więc razem, młodzi przyjaciele”.

Atmosfera była podniosła i to w jakimś

sensie było zobowiązujące, o czym zresztą

pamiętałem w trakcie przygotowywania

się do egzaminu. Nie można było przecież

zrobić przykrości takiemu nauczycielowi...

Szczepan Łukasiewicz

Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji

Prof. Szczepan Łukasiewicz

Takie to były czasy. Biedny człowiek szedł

do doktora, żeby jemu pomagać,

poradzić, pocieszyć.

A doktor, jak był dobry, to i pomógł,

i poradził, i pocieszył.

Fot. z archiwum "Pro Medico"