ProMedico PS Pismo Śląskiej Izby Lekarskiej w Katowicach październik 2018 nr 253

Pro Medico • pażdziernik 2018 20 – Alicja van der Coghen: Dlaczego został Pan lekarzem? – Dr Tadeusz Krawecki: Okres wojenny zadecydował o moim życiu. Moje dzieciństwo w wieku 11 lat przerwała wojna. Ewakuacja, bom- bardowania, ostrzał – widziałem ludzi okaleczonych, rannych, zabi- tych. Mój ojciec zginął w Oświęcimiu. Byłem świadkiem ogromnego zła i cierpienia – wiedziałem, że muszę pomagać innym. Już w czasie wojny podjąłempracęwfirmie produkującej sprzęt dla wojska, szyb- ko wydoroślałem. Potem musiałem uciekać z Chorzowa. Chciałem zaciągnąć się do Pierwszego Pułku Strzelców Podhalańskich Armii Krajowej, oficer jednak nie przyjął mnie, kazał mi uczyć się, pomagać matce i młodszemu bratu. W tym okresie widziałem też wiele cho- rób zakaźnych, takich jak tyfus plamisty czy czerwonka. Niemcy bali się czerwonki jak ognia. Specjalnie naklejałem na drzwiach domów czerwone kartki, które informowały o tym, że w środku znajdują się chorzy. Niemcy omijali te domy, zostawiając ludzi w spokoju. – Jakwspomina Pan czasy studenckie? – Po wojnie potrafiłem rozebrać karabin typu Mauser, ale nie potra- fiłem rozebrać zdania na podmiot i orzeczenie, nie mówiąc o prze- kształceniach ułamków czy o równaniach z jedną niewiadomą. Trze- ba było szybko nadrobić te zaległości. W jeden rok przerabialiśmy materiał z dwóch lat, by jak najszybciej zdać maturę i rozpocząć stu- dia. Na studiach pracowaliśmy jako higieniści na obozach dla dzie- ci. Po pierwszych takich wakacjach kupiłem sobie granatową mary- narkę. Na całym roku tylko dwóch studentów miało takie ubranie. W mojej marynarce kilkanaście osób zdawało egzamin, była szczę- śliwa. Wtedy marynarka była czymś, o czym się marzyło, dziś młodzi marzą o zupełnie innych rzeczach. To był specyficzny, ale piękny czas. –Miał Pan swojegomistrza i nauczyciela? – W latach 50. zaraz po studiach medycznych dostawano nakaz pra- cy. Ja rozpoczynałem pracę w 1954 r., ale byłem w gronie uprzywi- lejowanych pierwszych stu studentów Śląskiej Akademii Medycznej, więc mogłem wybierać – specjalizację i miejsce pracy. Wybrałem szpital zakaźny w Chorzowie. Moimmistrzem, nauczycielem i pierw- szym dyrektorem był dr Edmund Głogowski – dzielił się wiedzą, doświadczeniem i nauczył nas miłości do pacjentów. Na początku w tak dużym szpitalu pracowało zaledwie czterech lekarzy. Na jed- nym piętrze szpitala leżało 80 chorych na dyfteryt. W tym czasie była ogromna śmiertelność błonicy. Do tego doszli jeszcze chorzy na cho- robę Heinego-Medina. Dur brzuszny i dur plamisty też były bardzo częste. Gdy mieliśmy ciężki przypadek, dr Głogowski potrafił przyjść, spędzić z lekarzem dyżurnym nawet całą noc i walczyć o pacjenta. Zawsze pacjent był dla niego na pierwszymmiejscu. –W czasach PRL, gdy wszystko było trudno dostępne, udało się Panu rozbudować szpital. Jak Pan tego dokonał? – Byłem kierownikiem Wydziału Służby Zdrowia w Urzędzie Miasta w Chorzowie i jednocześnie pracowałem w szpitalu. Dobrze znałem problemy zdrowotne miasta i wiedziałem, że muszę rozbudować szpital. Kopalnie odprowadzały wówczas pieniądze z tzw. szkód gór- niczych do budżetu centralnego i tam były one rozdzielane. Podpo- wiedziano mi, żebymwystąpił do sądu o uproszczenie tej procedury i zażądał bezpośrednio od kopalni należnych funduszy. Udało się, szpital otrzymał 12 mln zł. Można je było przeznaczyć na remont, ale wtedy trzeba by było zamknąć placówkę, a to nie wchodziło w grę. Wtedy wpadłem na pomysł wybudowania nowego pawilonu. Trud- ność polegała na tym, że byłaby to nowa inwestycja, wymagająca odrębnych uzgodnień i akceptacji. Pomysł przedstawiłem wojewo- dzie Jerzemu Ziętkowi, który – ku mojemu zaskoczeniu – przychylił się do tej koncepcji i wydał zgodę. Potembyły problemy z projektem iwykonawcą. Zakres zmianwydawał siębarierąniedopokonania. Ale żona jednego z dyrektorów tyskiegoMiastoprojektu leżaławnaszym szpitalu. Podzieliłem się z nią tym problemem i... dokonano zmian w dokumentacji w ramach tzw. czynu społecznego na 22 Lipca. To, że się uda wybudować nowy pawilon, dotarło do mnie dopiero, gdy Celem praca, domem szpital „Szkoda czasu na prawdziwą emerytu- rę, gdy można jeszcze komuś pomóc…” Rozmowa z dr. Tadeuszem Kraweckim, absolwentemŚlAMwZabrzu Rokitnicy. Dyplom lekarza medycyny uzyskał w 1954 r., będąc jednym z pierw- szych stu jej absolwentów. Od ponad 60 lat związany jest głównie ze Szpi- talem Specjalistycznym w Chorzowie. W latach 1964-1998 był ordynatorem Oddziału Zakaźnego. W 1998 r. prze- szedł na emeryturę. Obecnie pełni funkcję lekarza zakładowego, pracując w niepełnymwymiarze godzin. (AVDC) Rozmowa Z REJESTRU LEKARZY: W ŚIL zarejestrowanych jest 17523 lekarzy, w tym 1264 to osoby, które pomimo uzyskania uprawnień emerytalnych wciąż pracują. W tej grupie znajduje się 946 kobiet i 318 mężczyzn, stanowią oni 7,21% liczby wszystkich zarejestro- wanych w ŚIL lekarzy. Najstarszy lekarz, który wciąż pracuje, ma 96 lat. Fot. Justyna Koziarz

RkJQdWJsaXNoZXIy NjQzOTU5