ProMedico PS Pismo Śląskiej Izby Lekarskiej w Katowicach kwiecień 2019 nr 258

Pro Medico • kwiecień 2019 22 FELIETON Festina lente Niezapomniane dzieło Alana Alexandra Milne w genialnym tłumaczeniu Ireny Tuwim kryje w sobie bezcenne mądrości. Tytułowy Kubuś Puchatek naucza, że „Wypadek to dziwna rzecz... Nigdy go nie ma, dopóki się nie zdarzy”. Obserwując, jak próbuje się organizo- wać pracę lekarzy, odnoszę wrażenie, że zdanie to jako memento powinno być wyryte nad drzwiami poradni i dyżurek lekarskich. Niekiedy mam wrażenie, że ktoś widział film Charlie Chaplina o pracy akordo- wej robotnika i próbuje wmówić nam, że zawód lekarza i pracę przy taśmie pro- dukcyjnej wiele łączy. Gdy zgodzimy się, że braki kadrowe i finansowe szpitali można rozwiązać wg zasady Trzech Muszkieterów (w drob- nej modyfikacji) czyli: „jeden na wszyst- kich, wszyscy na jednego” , sprowadza się to do przypisania jednego lekarza wszyst- kim pacjentom i wszystkich pacjentów do jednego lekarza. Po cóż np. zatrudniać trzech dyżurantów na trzech oddziałach i kolejnego na izbie przyjęć? Można prze- cież w przebłysku geniuszu (szaleńca) jednemu doktorowi powierzyć pieczę nad wszystkimi chorymi! (fartuch śmiałka należy jednak zamienić na asortyment dostępny w sklepie dla biegaczy). Jeże- li ochotnik podoła zadaniu, nic nie stoi na przeszkodzie, by podnieść poprzecz- kę, dokładając mu jeszcze obowiązek konsultacji innych oddziałów – wszak tre- ning czyni mistrza. Tym sposobem reduk- cję kosztów zatrudnienia mamy w kiesze- ni (o resztę lepiej nie pytać). W niektórych poradniach proponuje się pacjentom wizyty co 10 minut, uzupeł- niając dodatkowo grafik lekarza przyję- ciami pilnymi oraz wizytami tzw. recep- turowymi. Odświeżając wiedzę z początku stu- diów, upewniłem się, że wywiad zebrany od pacjenta i badanie fizykalne są filara- mi naszej pracy. Wyobraziłem więc sobie typową sytuację wizyty pacjenta. Rozmowa z zebraniem wywiadu, badanie fizykalne, do którego pacjent musi się, jak to na Śląsku mawia- ją „sebleknąć”, a później „łobleknąć” to wstęp. Teraz dodajemy pracę biuro- wą – opisanie powyższych w systemie komputerowym (wszystko „wstukiwane” dwoma palcami, bo w przewadze nie jesteśmy mistrzami klawiatury). Kolejny krok to wybranie ewentualnych badań. Następne zadanie to zalecenie leczenia i wydrukowanie recept (określając sto- pień odpłatności, co w razie błędu bywa kosztowną dla nas przygodą). Po tym następuje zmierzenie się z zacinającą się drukarką i – na koniec – omówie- nie z pacjentem, co i dlaczego zlecamy. Na deser bonus – lepiej lub gorzej działa- jący program do e-zwolnień. Kto potrafi to wykonać w niecałe 10 minut – niech dołączy do rekordzistów Guinessa. Gdy „wypadek się zdarzy” nie będzie przy nas nikogo z osób chwalących nas wcześniej za pośpiech i rekordowe wyniki. Prokuratura, dla przykładu katowicka, znajduje się na 9 piętrze. Całkiem ładna winda z „nierdzewki” wywiezie nas tam dość szybko... Kto nie potrafi, a wykonuje, musi liczyć się z kłopotami. Przypomina mi się zasłyszany przykład lżejszego kalibru z lat 60. Pewien doktor, hołdujący zasadzie, że im szybciej, tym lepiej, stwierdził, że badany ma płuca jak miechy, serce jak dzwon, a ciśnienie krwi – książkowe, więc zakwalifikował go do pracy na kopalni. Nowo upieczo- ny górnik przepracował pierwszy dzień, po czym udał się do łaźni, gdzie, ku ucie- sze kolegów, odpiął protezę nogi i powiesił ją na haku, biorąc prysznic. Sporządzana w pośpiechu dokumentacja medyczna to również igranie z ogniem. Przypomina czasem złożonością i finezją dzieło czterolatka, w którym dominuje dźwiękonaśladowcze „bz”. Jak uczą kance- larie prawne, dokumentacja medyczna jest szczególnym obiektem zainteresowania sądu w przypadkach spornych, co warto może wziąć sobie do serca. Bezkrytyczne akceptowanie pracy wyma- gającej nieprzytomnego pośpiechu zadzi- wia. Łagodząc zdanie Stefana Kisielew- skiego: „ To jasne, że jesteśmy w (końcowym odcinku przewodu pokarmowego). Przeraża to, że zaczynamy się w nimurządzać” . Warto bowiem pamiętać że, gdy „wypa- dek się zdarzy”, nie będzie przy nas żadnej z osób chwalących nas wcześniej za rekor- dowe wyniki. Prokuratura, dla przykładu katowicka, znajduje się na 9 piętrze. Cał- kiem ładna winda z „nierdzewki” wywiezie nas tam dość szybko, lecz taka samotna, wertykalna podróż wydaje się trwać wieki – ot, względność czasu. Co stanie się w miejscu pracy po tym wydarzeniu? To również opisał A. A. Milne. W rozdziale, gdy trzeba unieść Prosiaczka na lince pod sufitem, ten, przerażony, popi- skując pyta: – Puchatku, a co będzie jeśli sznurek się urwie? –Wtedy weźmiemy inny sznurek, Prosiaczku – odpowiedział Kubuś. Może więc tak się zdarzyć, że w„przypadku wypadku”nikt za nami nie zapłacze. Proponuję więc nie zgadzać się na pośpiech w medycynie. Festina lente! (bo dura lex może przestać kojarzyć się jedynie z nietłukącym serwisem). Rafał Sołtysek

RkJQdWJsaXNoZXIy NjQzOTU5