Background Image
Table of Contents Table of Contents
Previous Page  20 / 40 Next Page
Information
Show Menu
Previous Page 20 / 40 Next Page
Page Background

Pro Medico

lipiec/sierpień 2017

18

tak było...

PROF. DR HAB. N. MED.

ANDRZEJ LEKSTON:

Po ukończeniu studiów medycznych

w Warszawie udałem się za głosem serca

na Śląsk, aby być bliżej mojej sympatii –

przyszłej żony

Małgorzaty

– i znalazłem

również pracę. Chciałem być kardiochirur-

giem.

Oddziałem chirurgii kierował docent

Tadeusz Paliwoda

, ale Jego zaintereso-

wania były bliższe moim planom zawo-

dowym i zwrócone również w kierunku

kardiochirurgii.

To były dopiero początki, zespół doc. Pali-

wody wykonywał wtedy pierwotne nie-

śmiałe zabiegi walwuloplastyki mitralnej,

czyli plastyki zastawki mitralnej metodą

„na zamknięto”, a nie wykluczam, że już

i ,na otwarto”. (Na „zamknięto”, tzn. pal-

cem, który był włożony do lewego przed-

sionka, rozpreparowywało się płatki

zastawki mitralnej, aby zmniejszyć jej

zwężenie. Na „otwarto” to już trzeba było

krążyć pozaustrojowo, wtedy pod kontrolą

wzroku można było dokonywać separacji

tych płatków).

Pamiętam rozmowę z doc. Tadeuszem

Paliwodą, która była krótka i stanowcza.

Oparty o ramię fotela, z muchą pod szyją,

delikatnie paląc fajkę, gwałtownie zapytał:

„Co chczesz?“ – „Szukam pracy“. ,,Gdzie

studiowałeś“? ,,W Warszawie“. „Ja też,

od jutra“. Nie ukrywam, że byłem tym

tempem rozmowy trochę zaskoczony, ale

to było wpisane w Jego styl bycia i stano-

wiło Jego urok osobisty. Docent Paliwoda

taki miał

napęd

.

Tak więc po tej rozmowie z doc. Paliwodą

(był tam wtedy też dr

Andrzej Bochenek

),

odbyłem staż na kardiologii – i na tej kar-

diologii tak mi się spodobało, że już zosta-

łem. To było w Zabrzu, przy ul. M. Skłodow-

skiej-Curie 10.

NIC NIE STOI NA PRZESZKODZIE,

CZYLI KARETKA KARDIOLOGICZNA

Pracowałem u prof.

Adama Wolańskiego

,

który zmarł w 1976 r., wtedy to z Krakowa

przyszedł do nas docent

Stanisław Pasyk

.

Dynamicznie podjął pracę, uruchomił

Bogdan, ty nie opowiadaj o tym, jaki jesteś

przystojny, tylko się zabieraj do roboty!

W 1987 r. lekarze Andrzej Lekston i Bogdan Borkowski przeprowadzili pierwszy

w Polsce zabieg angioplastyki na świeżym zawale serca w trybie dyżurowym,

co zaowocowało wprowadzeniem innowacji na dużą skalę: 30 lat temu, w sierp-

niu 1987 r., uruchomiono pierwszy w Polsce (a prawdopodobnie drugi w Europie)

stały, 24-godzinny dyżur Pracowni Hemodynamiki. Jakie były początki „zabrzań-

skiego modelu leczenia zawału serca”? Jaka była jedna z wielu dróg do współcze-

snych sukcesów śląskiej kardiologii?

Prof. dr. hab. n. med. Andrzej Lekston,

specj. chorób wewnętrznych, kardiolog,

jest od 1992 r. kierownikiemPracowni Hemodynamicznej w III Katedrze i Oddziale

Klinicznym Kardiologii SUM – Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu.

pierwszą na Śląsku pracownię hemody-

namiki. Aparatura była już gotowa, leżała

w skrzyniach. To był pierwszy na Śląsku

aparat firmy „Siemens”, zakupiony głów-

nie dzięki pomocy gen.

Jerzego Ziętka

.

W 1976 r. zaczęliśmy robić pierwsze zabie-

gi i tam się nauczyłem sztuki wykonywania

zabiegów z zakresu hemodynamiki.

W międzyczasie, od 1974 r., pracowa-

łem również w Pogotowiu Ratunkowym.

Po dwóch latach, 2 listopada1976 r., zosta-

ła uruchomiona karetka reanimacyjna.

Doc. Pasyk powiedział wtedy:

skoro jest

reanimacyjna, nic nie stoi na przeszkodzie,

aby uruchomić karetkę kardiologiczną,

będzie służyła pacjentom kardiologicz-

nym

. I powstała. W lipcu 77 r. zostałem

jej kierownikiem. Dzięki tej karetce wielu

chorych przeżyło, bo była wyposażona

w sprzęt pozwalający już w domu chore-

go ustalić wstępne rozpoznanie i wdrożyć

leczenie, poza tym wyjeżdżała natych-

miast, nie „błąkając się po szpitalach”,

chory trafiał bezpośrednio na oddział kar-

diologiczny do Wojewódzkiego Ośrodka

Kardiologii, gdzie kontynuowano lecze-

nie. To był pierwszy krok w leczeniu zawa-

łów mięśnia sercowego: znaczne skrócenie

czasu od wystąpienia dolegliwości bólo-

wych, do rozpoznania i wdrożenia leczenia.

U części chorych w wyniku toczącego się

procesu zawałowego dochodziło do migo-

tania komór, mając aparat do defibrylacji,

przerywaliśmy ten groźny proces, który był

dla nich jak wyrok i dzięki temu chory prze-

żywał. Dużo wtedy dyżurowałem, bywały,

pamiętam, też takie dyżury, że trudno nam

było wypić kawę: co najmniej 12-13 wyjaz-

dów... Jeżdżęwięc karetką, jakomłody lekarz

dodatkowo jestem kierownikiem, ratujemy

ludzi... To była wspaniała sprawa, której wte-

dy do końca tak całkiem chyba nie rozumie-

liśmy: co znaczy skrócenie tego pierwszego

okresu. Jednak nie byłowówczas odpowied-

niej aury, ani w prasie, ani w telewizji i radiu,

by przekazać chorym, żeby dolegliwości

bólowe zgłaszać, a nie czekać, aż ból zawa-

łowy minie. Szczególnie starsi ludzie myśleli,

fot. z Archiwum Autora