Pro Medico
•
sierpień/wrzesień 2016
20
Komisja Certyfikacyjna Polskiego Towarzystwa Badania Bólu przy-
znała w czerwcu tytuł „Szpital bez bólu” kolejnym śląskim placów-
kom. Certyfikat otrzymały: Kliniczny Oddział Urologii Wojewódz-
kiego Szpitala Specjalistycznego nr 5 im. św. Barbary w Sosnowcu,
Zakład Anestezjologii i Intensywnej Terapii – Centrum Onkologii
– Instytut im. Marii Skłodowskiej-Curie Oddział w Gliwicach oraz
Klinika Chirurgii Onkologicznej i Rekonstrukcyjnej – Centrum On-
kologii – Instytut Oddział w Gliwicach.
Przychodzi
do nas człowiek,
nie jednostka chorobowa
Z dr. n. med. Michałem Tkoczem, ordynatorem kli-
nicznego Oddziału Urologii WSS nr 5 im. św. Barbary
w Sosnowcu rozmawia Aleksandra Wiśniowska
Empatia była powodem starań o przy-
znany oddziałowi certyfikat „Szpitala
bez bólu”?
Proszę sobie wyobrazić taką sytuację:
przychodzi do nas człowiek rozedrgany,
dotknięty wewnętrznie poważną choro-
bą, pełen niepokoju z powodu diagnozy,
a my musimy mu powiedzieć:
„Tak. Jest
pan poważnie chory. Powinien pan przejść
rozległą operację, po której będzie pan oka-
leczony, a po zabiegu czeka pana trudny
okres rekonwalescencji naznaczonej dużym
bólem”.
Mimo to empatia nie jest kryterium
przyznawania certyfikatu. Co trzeba
mieć, by go zdobyć?
Przekonałem się, że nie potrzeba aż tak
wiele. Kiedy stanęliśmy w Krakowie przed
komisją przyznającą certyfikat, dotarło
do mnie, po tym, co usłyszałem od stara-
jących się o to samo moich kolegów i ko-
leżanek z całej Polski, że część zespołów
przedstawiających własny sposób prowa-
dzenia pacjentów wcale nie posiada wy-
szukanego sprzętu, on po prostu nie jest
konieczny. Tu chodzi o coś innego. To musi
tkwić gdzieś w nas, musimy chcieć.
Państwu się chciało. Pisze o tym cała lo-
kalna prasa.
Od wielu lat pracuję na oddziałach zabie-
gowych, choć sam nigdy nie byłem opero-
wany, wiem, że okres opieki pooperacyjnej
jest kluczowy. I nie mówię tylko o walce
z bólem, mówię o całościowym „nadzo-
rze”. Człowiek w tym okresie potrzebuje
poczucia, że ktoś jest blisko. Kiedy obser-
wuje się ten pierwszy niepokój po ope-
racji, szybko dochodzi do nas, że nie jest
sztuką zoperować człowieka – sztuką jest
zrozumieć to wszystko, co on przeżywa.
Sztuką jest mu towarzyszyć w dramacie
rozpoznania choroby, w dramacie operacji
i w bólu, którego każdy z nas się boi.
Bólu, który – przy odpowiednim podej-
ściu – można uśmierzyć.
To się po prostu opłaca. W wymiarze czy-
sto ludzkim. Tacy pacjenci zupełnie ina-
czej na nas patrzą, inaczej rozmawiają,
łatwiej z nimi nawiązać kontakt w okre-
sie okołooperacyjnym i pooperacyjnym.
Taka udana komunikacja jest kluczowa,
bo sztuką jest to wszystko doprowadzić
do szczęśliwego końca, by chory mógł
się dobrze i szybko zrehabilitować, wrócić
do normalnego życia i pracy. To są coraz
młodsi ludzie... Dla nich musimy się starać,
by choroba nie stała się piętnem.
Jakie standardy spełnia w tej chwili
Pana oddział?
Łatwiej powiedzieć jakich nie spełnia
(śmiech).
Będzie krócej?
Niekoniecznie! Bo nie jesteśmy samotną
wyspą. Całe życie pracowałem w mono-
licie, w „Barbarze” pracujemy wśród wielu
specjalistów, szpital jest bardzo precyzyj-
nie nadzorowany i kontrolowany. System
wdrażania standardów jakości jest na naj-
wyższym poziomie. Chcieliśmy pracą
nowo powstałego oddziału dorównać tym
standardom. Zacząłem od kształtowania
świadomości mojego zespołu. Wiedzia-
łem, jakich ludzi poszukuję do współpracy
i wydaje mi się, że ich znalazłem. To dosko-
nale wyuczeni zawodowcy, ale mają też
w sobie wrażliwość i zrozumienie, bo pra-
cujemy zespołowo.
A standardy? Spełniamy wszystkie, by od-
dział mógł sprawnie funkcjonować pod
względem specjalistyki, wyposażenia
w najnowocześniejszy sprzęt (to zasłu-
Fot.: Grażyna Ogrodowska