Pro Medico
•
lipiec/sierpień 2017
10
debata
„Wizerunek lekarzy...
ciąg dalszy ze str. 9
tego, co wynika z literatury przedmiotu
i doświadczenia, ale o przyszłości tego
pacjenta nie będą wyrokować. Są też tacy,
którzy wychodzą z założenia, że należy
takie informacje bagatelizować, najlepiej
odpowiadać w formie wątpliwej jakości
dowcipu. Prof. J. Stawnicka przytoczyła
na ten przykład opowiastkę:
Pacjent zapytał lekarza: ,,Panie doktorze,
a co mi właściwie jest?” Ten odpowiedział:
„Wie pan co, niech mi pan nie zawraca
głowy takimi głupotami, przecież wszyscy
jesteśmy śmiertelni”.
Ocenę pozostawiam Państwu. A co zrobić,
jeśli pacjent nie chce usłyszeć prawdy?
Czy lekarz mimo to ma mu ją powiedzieć?
Odpowiedź nie jest jednoznaczna, ale
pacjent ma prawo dowiedzieć się praw-
dy. Jeżeli pacjent ma zaufanie do lekarza,
przyjmie prawdę, nawet tą najgorszą, pod
warunkiem, że lekarz da mu nadzieję.
Na wizerunek lekarza ma również zdecy-
dowany wpływ pewna cecha charakteru,
a mianowicie odwaga podejmowania
decyzji, śmiałych decyzji. To taki mały
szczegół wizerunkowej układanki, a bar-
dzo ważny. Pięknie o tym powiedział mec.
R. Kusz:
–
Ja uważam – nie bójmy się podejmować
śmiałych decyzji, bo ten świat się zmienia
na lepsze dzięki temu, że są tacy, którzy
się tego nie boją. Pewnie zapytamy, czy
ta odwaga czasami może być okupiona
jakimiś problemami. Tak, ale mimo wszyst-
ko wykonujemy takie zawody, że to ryzyko
musimy czasami podejmować. Jest jed-
na rzecz, która dotyczy nie tylko lekarzy,
procedur lekarskich, prawników. Żyjemy
w czasach, gdy jest powszechny brak kre-
dytu zaufania. Jest kryzys zaufania. Nie
ma zaufania tak naprawdę do władzy,
zawodów zaufania publicznego i innych.
Wszystko się dynamicznie zmienia. Być
może te relacje, które miały miejsce w latach
tej siermiężnej komuny, której nikt nie chce
dobrze wspominać, to wtedy ten szacunek
dla naszych zawodów był trochę większy,
nieprawdaż? Żyliśmy skromniej, ale pewne
fundamenty naszych zawodów miały się
lepiej. Wolny rynek spowodował, że wszyst-
ko wolno robić i brakuje tego zaufania.
To co było w latach 80., to ryzyko, które
Religa podjął, to pytanie, czy dzisiaj mógłby
to robić przy tych wszystkich procedurach?
Boję się, że nie. A gdyby tego nie mógł robić,
nie poszedłby do przodu. Ryzyko jest wpisa-
ne do państwa zawodu i ja myślę, że nie bój-
cie się tego robić, bo to do niczego dobrego
dla społeczeństwa nie doprowadzi.
Co zagraża wizerunkowi lekarza? Trzy
elementy. Pierwszy to internet. Coraz
bardziej staje się popularne stawianie dia-
gnozy na postawie internetu. Z wcześniej
przytaczanego raportu wynika, że 45%
ankietowanych próbowało postawić sami
sobie diagnozę na podstawie danych zna-
lezionych w internecie. Tak nie powinno
być, ale jest. Kiedyś do lekarza przycho-
dził pacjent, który patrzył na lekarza, jak
na świętość. A dzisiaj przychodzi pacjent,
który już zapytał Dr. Googla o diagnozę
i tylko zastanawia się, czy ta terapia, którą
lekarz zastosuje, jest terapią właściwą. Dla
współczesnego pacjenta internet leczy,
internet jest panaceum na wszystko.
Drugi element to reklama. Dzisiejsze spo-
łeczeństwo żyje reklamami, zapominając,
że reklama nie leczy. W kontekście wize-
runku lekarza – reklama go nie umacnia,
wręcz przeciwnie. KEL zawiera dwa arty-
kuły mówiące, że wszelkie reklamowa-
nie się jest zabronione oraz, że lekarz nie
powinien wyrażać zgody na używanie
swego nazwiska i wizerunku dla celów
komercyjnych. A jak wygląda praktyka?
Pomiędzy reklamą a informacją przebiega
cienka granica. Wiceprezes ORL w Kato-
wicach dr
Rafał Kiełkowski
przytoczył
przykład z Unii Europejskiej. Z powódz-
twa Stowarzyszenia Lekarzy Dentystów
Belgijskich UE pociągnęła do odpowie-
dzialności lekarza, który tylko podawał
do informacji publicznej zakres swoich
usług i stronę internetową. W Belgii istniał
w tym zakresie zakaz jakiegokolwiek infor-
mowania o swojej działalności leczniczej.
I tutaj Trybunał Sprawiedliwości Unii Euro-
pejskiej uznał za niezgodny z unijnymi
przepisami obowiązujący w Belgii zakaz
reklamowania usług leczenia jamy ustnej
i zębów. Według opinii Trybunału, kraje
członkowskie nie mogą zabraniać promo-
cji usług dentystycznych. Sąd ostatecz-
nie uznał, że przepisy w poszczególnych
państwach członkowskich mogą określać
zasady reklamy usług stomatologicznych.
Jednak nie mogą jej całkowicie zabraniać.
Czyli można powiedzieć, że to, co jest
u nas, nie powinno budzić wątpliwości.
Nie zakazujemy totalnie informowania
o swojej działalności i dookreślamy sposo-
by jej realizacji.
Prawo prawem, ale w praktyce panuje
niestety swoboda. Mamy w kraju swobo-
dę prowadzenia działalności gospodar-
czej i stąd wniosek niektórych lekarzy,
że skoro prowadzą działalność gospo-
darczą, to mogą w pełni korzystać z zapi-
sów tej ustawy i są traktowani, jak każdy
inny przedsiębiorca. Zapominają przy
tym o bardzo ważnym aspekcie, że nie
są przedsiębiorcami, ale lekarzami, którzy
podlegają KEL! Skutek jest taki, że prędzej
czy później zainteresuje się takimi lekarza-
mi Rzecznik Odpowiedzialności Zawodo-
wej, a sprawa znajdzie swój finał w sądzie
lekarskim.
Z wypowiedzi dr.
Tadeusza Urbana
wynika, że coraz częściej lekarze nie wie-
dzą, że jego nazwiska i wizerunku użyto
do celów reklamowych. Mnie osobiście
ta niewiedza kojarzy się z trzecią definicją
prawdy wg ks. Józefa Tischnera, ale to już
zostawiam Państwa ocenie. Dr Urban
przytoczył problem pewnego portalu
internetowego zakupów grupowych, któ-
ry, zatrudniając lekarzy do wykonywania
jakiejś usługi, zaczynał posługiwać się ich
nazwiskami i wizerunkiem do celów rekla-
mowych, sprzedając kupony na np. dar-
mowe
badania
ultrasonograficzne,
na badania ginekologiczne czy stoma-
tologiczne. Sytuacja ta jest spowodowa-
na głównie tym, że lekarze niestety nie
pilnują jednej rzeczy nawet na własnych
stronach informacyjnych – jakimi tytuła-
mi jest sygnowany. Sami sobie są winni,
bo posługują się specjalizacjami, które
w ogóle nie istnieją: specjalista home-
opatii czy specjalista medycyny estetycz-
nej. Dopiero postępowanie sprawdzające
pokazuje faktycznie, czy ten lekarz jest
winien tego, że zbyt jest w taką reklamę
zaangażowany, czy też w nieświadomości
został wykorzystany jego wizerunek. Inny
przykład: na wjeździe do Katowic został
umieszczony ogromny baner z nazwi-
skiem i wizerunkiem młodego lekarza.
W czasie wszczętego postępowania prze-
ciwko niemu, nawet skruchy nie wykazy-
wał. Bo zapłacił bardzo duże pieniądze
za ten baner i za możliwość jego pokazy-
wania. Został ukarany przez sąd lekarski.
Po wyroku z baneru zniknął tylko jego
wizerunek i podpis z nazwiskiem – cała
reszta została... Wizerunek psuje moda
na całe filmy i seriale, które mówią o lecze-
niu. Nie jest zabronione promowanie roz-
woju medycyny, ale wszystko ma swoje
granice. Oglądając takiego typu produk-
cje, trudno oprzeć się wrażeniu, że to jest
program, który ma rozreklamować zakres
usług, który dany lekarz „najlepiej w Pol-
sce”wykonuje. To już jest informacja, która
przekracza tę cienką granicę pomiędzy
informacją a reklamą.
Wielce naganne jest to, że pan dok-
tor X publicznie, w telewizji, propaguje
np. zażywanie suplementów diety, czyli
nie leków, raczej rzeczy, które nie mają
żadnego udowodnionego pozytywnego
działania. To wpływa fatalnie na wize-
runek lekarza, jak i całego samorządu.