9
Pro Medico
•
listopad 2017
z teki rzecznika
Od długiego czasu wydaje się, że już wszy-
scy w Polsce zdają sobie sprawę, że lekarzy
jest zbyt mało. Wszystkie wskaźniki mówią,
że w stosunku do wielkości populacji,
liczba lekarzy w naszym kraju jest najniż-
sza w Europie. Każdy z nas doświadcza
w codziennej praktyce deficytu lekarzy.
Dotyczy to praktycznie wszystkich szpitali,
bez względu na ich referencyjność, wiel-
kość czy też lokalizację. Problem poza szpi-
talami zaczyna być coraz bardziej widocz-
ny w lecznictwie otwartym. Należy sobie
postawić pytanie, dlaczego, jeżeli wszyscy
problem widzą, to nikt nie stara się znaleźć
drogi do jego rozwiązania? Można zrozu-
mieć obłudę polityków, którzy obiecują
Polakom bezpłatną, powszechnie dostęp-
ną medycynę na najwyższym światowym
poziomie, za niewielką składkę zdrowotną,
świadczoną przez najlepiej wykształco-
nych specjalistów, pracujących najlepiej
w warunkach wolontariatu, ale pozostaje
ona wwielkimoddaleniu od rzeczywistości.
Brytyjczycy, mając problem z niedostat-
kiem lekarzy, przeznaczyli kwotę 265 mln
funtów na zatrudnienie pięciu tysięcy
medyków spoza granic. Jak łatwo poli-
czyć, liczą się z miesięcznym kosztem
zatrudnienia na kwotę ponad czterech
tysięcy funtów. Przeglądając ostatnio
jeden z wiodących dzienników o zasięgu
ogólnokrajowym, przeczytałem artykuł
o strajku głodowym polskich rezyden-
tów, oczekujących podniesienia swojego
wynagrodzenia, a poniżej znajdował się
drugi artykuł informujący, że Brytyjczycy
rozpoczęli w Polsce proces werbowania
lekarzy do pracy na Wyspach w ramach
ww. programu. Czytając to, człowiek
uzmysławia sobie skalę obłudy w naszym
kraju. Nie stać nas, jako państwa, na pod-
jęcie takich działań, jak wyżej cytowani
Brytyjczycy, Niemcy czy Szwajcarzy, więc
dlaczego nie robi się niczego, aby zwięk-
szyć, bądź przynajmniej utrzymać liczbę
lekarzy na polskim rynku?
Dlaczego nikt nie usiłuje zmienić przepi-
sów umożliwiających pracę w zawodzie
lekarza w Polsce?
Można byłoby pozyskać nieźle wykształ-
conych lekarzy zza wschodniej granicy
– Ukrainy, Białorusi, ale bez zweryfikowa-
nia wyjątkowo nieprzychylnego procesu
nostryfikacji dyplomu, będzie to właści-
wie niemożliwe. Jeżeli ktoś przejrzy prze-
pisy dotyczące nostryfikacji, od rozporzą-
dzenia ministra do zarządzeń rektorów
wyższych uczelni, zrozumie, że ta droga
pozyskania lekarzy na polskim rynku jest
właściwie nie do przejścia. Wiele o tym
mogą powiedzieć absolwenci uczelni
medycznych polskiego pochodzenia,
którzy ukończyli studia za własne pie-
niądze i chcą pracować w swoim kraju.
Po ukończeniu uczelni siedzą w kraju
przez 2-3 lata, próbując przebrnąć przez
proces nostryfikacji. Jeżeli Polski nie stać
na kuszenie lekarzy do pracy w kraju
godziwymi wynagrodzeniami, to może
należy stworzyć przyjazne prawo regulu-
jące zasady wykonywania tej pracy? Cza-
sem dobre warunki wykonywania zawodu
bywają przeciwwagą kwestii finansowych.
Czy obecnie obowiązujące przepisy doty-
czące wykonywania zawodu, na przykład
w zakresie specjalizacji lekarskich, są przy-
jazne?
Pytanie raczej retoryczne...
Coś jest nie tak...
Czyż nie jest absurdem, że przy tak dużych
niedoborach kadrowych lekarz, aby poko-
nać barierę egzaminów specjalizacyjnych,
decyduje się na sześciomiesięczny urlop
bezpłatny?
Dlaczego w innych krajach proces spe-
cjalizacji może być pozbawiony progów,
testów, czy innych bardziej lub mniej
wydumanych przeszkód, zmuszających
lekarzy do podróży po całym kraju, rezy-
gnacji z dyżurów, pracy w poradni czy
w oddziale?
Dlaczego nikt nie wyciąga wniosków
z informacji, którymi tak chętnie karmi się
media, że 90% kandydatów na specjali-
stów nie zdało egzaminu, podczas gdy ci
sami lekarze bez problemu zdają egzami-
ny europejskie?
Dlaczego Narodowy Fundusz Zdrowia
od lat prowadzi politykę umniejszają-
cą rangę i znaczenie lekarzy, którzy nie
posiadają specjalizacji, natomiast posiadają
olbrzymie doświadzenie i znakomicie reali-
zowali zadania w poradniach lub oddzia-
łach szpitalnych? Kontraktowanie nadal
uzależnione jest od liczby specjalistów, któ-
rymi dysponuje podmiot leczniczy.
Zamiast ułatwiać procedurę specjalizacji,
dopasowywać jej program do aktualnych
potrzeb praktyki lekarskiej, stawiania
na tę praktykę i doświadczenie bardziej,
niż na suche wiadomości merytorycz-
ne, rozszerza się stwarzanie problemów
grupie lekarzy rozpoczynających karierę
zawodową. Do dziś chyba nikt nie jest
w stanie powiedzieć, dlaczego lekarz
kończący studia, potwierdzający swoją
wiedzę na podstawie zdanych egzami-
nów (bo przecież w Polsce nie obowiązu-
je tzw. system boloński), musi kolejny raz
weryfikować swoją wiedzę po ukończeniu
uczelni poprzez złożenie egzaminu lekar-
skiego lub końcowego. Ten system może
miałby rację bytu, gdyby nie fakt, że dzi-
siaj nie ma już tzw. specjalizacji deficyto-
wych, ponieważ deficytowymi stały się już
wszystkie. Zamiast upraszaczania proce-
dur, wprowadza się cyfrowe mechanizmy
składania dokumentów aplikacyjnych,
które, zamiast ułatwić cokolwiek, pokazu-
ją niedostatki i niedbalstwo wprowadza-
nia tego typu rozwiązań, czego najlepszą
ilustracją są tegoroczne eksperymenty
na młodych lekarzach z użyciem platfor-
my SMK.
Jeżeli weźmie się te wszystkie aspekty
pod uwagę, dołączy do tego negatywny
PR tworzony przeciwko lekarzom, którzy
sumiennie i często nadludzką wręcz pracą
starają się łatać dziury systemu, to przed
oczami staje jedynie widmo równi pochy-
łej, prowadzącej donikąd, bo dno osiągnę-
liśmy już chyba dawno.
Dr n. med. Tadeusz Urban
Okręgowy Rzecznik
Odpowiedzialności Zawodowej
Czy sytuacja kadrowa polskiej ochrony zdrowia
nie wymaga pilnych prac legislacyjnych,
które, oprócz poprawy finansowania ochrony
zdrowia, powinny zwiększyć liczbę lekarzy
chcących pracować w naszym kraju?